Kiedy latem 2021 przechodziłam przez targowisko przy ul. Wileńskiej w Lublinie, popołudniowo- wieczorne słońce przemykało się bokiem oświetlając opustoszała architekturę sprzedaży. Nagie stoiska wygrzewały się w ciepłym, sierpniowym słońcu. Pejzaż dźwiękowy wypełniał rytmiczny dźwięk zamiatania. Dwie kobiety, starsza i młodsza, wykonywały swoją pracę w duecie, niemal synchronicznie. Narzędzia, którymi się posługiwały, miały fryzury z liściastych, młodych gałęzi brzozy. Widok ten był niezwykły, trochę jak drzewa do góry nogami albo tajemnicze przedmioty rytualne do odpędzania złych mocy. Z każdym ruchem, z każdym strzepniętym kurzem lub niesprzedanym liściem sałaty, znikały nieudane transakcje i wystane w bezruchu godziny. Wyłaniała się za to pusta przestrzeń, gotowa na kolejny dzień handlu.
Widok kobiet i przedmiotów do zamiatania był niezwykły i na długo pozostał w mojej pamięci. Rysowałam różne wersje tych przedmiotów, wyłapywałam z rzeczywistości podobne obrazy. Ludzie oraz wprawiane przez nich w ruch ciche narzędzia stały się moją obsesją. Dzięki temu, część obrazów była dość zaskakująca i mało praktyczna a jednak pojawiała się przed moimi oczami w czasie rzeczywistym. Takim obrazem byli osiedlowi pracownicy zieleni paradujący w środku białej zimy z grabiami przerzuconymi przez ramię. Długo się zastanawiałam, jakiej transformacji uległ ten przedmiot do grabienia liści. Zgromadziłam niewielkie archiwum takich wspomnień i wyłonił się z nich ceramiczno-fotograficzny pejzaż. Duet narzędzi z opustoszałą przestrzenią. Przestrzeń i narzędzia bez człowieka.
Magdalena Franczak