LOOK AROUND / PRAGUE QUADRIENNIAL 2023

 

fot. Zuzanna Berendt







Photographs Markéta Bendová (licensed by Instytut Teatralny im. Zbigniew Raszewski)

The format of the Polish pavilion for the Prague Quadrennial 2023 international scenographic exhibition is reflected in the term “crossroads.” It is a meeting spot for various research and artistic paths that lead to the creation of an installation and audio walks, and a starting point for participants to explore the space extending beyond the exhibition halls. The Polish pavilion is situated at an intersection of relationships between humans and non-humans, different materialities and temporalities. All these relationships unfold in the distinct location of this year’s Quadrennial: a former slaughterhouse in the Holešovice district. more...



LOOK AROUND audio walks at echoes.xyz app

Formułę polskiego pawilonu stworzonego na międzynarodową wystawę scenograficzną Praskie Quadriennale 2023 oddaje termin “rozdroże”. To miejsce spotkania się różnych ścieżek badawczych i artystycznych, które prowadzą do stworzenia instalacji i spacerów dźwiękowych oraz miejsce, z którego odbiorcy będą mogli rozpocząć doświadczanie przestrzeni rozciągającej się poza halami wystawienniczymi. Polski pawilon sytuuje się w sieci relacji między ludźmi i nie-ludźmi, różnymi materialnościami i czasowościami, które rozwijają się w szczególnym miejscu ulokowania tegorocznego Quadriennale – dawnej rzeźni w dzielnicy Holešovice. więcej...

Collective Team: Zuzanna Berendt, Ludomir Franczak, Magdalena Franczak, Michał Fronk, Anna Majewska, Sára Märc, Ida Ślęzak
Collaboration: Petr Dlouhý, Katharina Joy Book, Michał Sałwiński, Zuzana Šklíbová
Music: Marcin Dymiter, Ola Rzepka, Tokyo Drift – Pavla Bastlová
Voices: Małgorzata Biela, Anna Majewska, Sára Märc

Artistic Intervention within the Polish Pavilion at PQ 2023: Agata Siniarska
Lecture in the Polish Pavilion during PQ 2023: Marco Stella, "We Have Never Been Humans, They Have Never Been Animals: Some Thoughts on Animal Domestication and Coevolution"
Graphic Design for the Pavilion: kilku.com (Idalia Smyczyńska, Robert Zając)

Producent: Zbigniew Raszewski Theatre Institute
Producers: Anna Rudek-Śmiechowska, Krystyna Mogilnicka, Karolina Dziełak-Żakowska

Sprzedawcy śniegu/ Those who are selling snow/Muzeum Osiedli Mieszkaniowych/2023


 Małe sklepiki, zakłady usługowe, stoiska, tymczasowe konstrukcje. 

Lada, blat, stół, kawałek sklejki, fragment mebla. Wypełniają się towarami, które w ciągu dnia piętrzą się kusząc, wabiąc, zachęcając do zakupu. Ważna jest też rozmowa, wymiana informacji o tym, co się dzieje dookoła. Góra orzechów zamienia się wtedy w znikający węgiel lub rosnące ceny. Przemiana odbywa się pod wpływem wzroku osoby sprzedającej i kupującej, które patrzą wspólnie w jeden punkt stojąc po dwóch stronach stołu. Rozmowa jest towarem niepoliczalnym, topi się jak śnieg pod wpływem promieni słonecznych w momencie zawarcia transakcji. Jest ulotna i chwilowa, wzbudza tęsknotę za kontaktem z drugim człowiekiem, za niezwykłą przemianą towaru w opowieść, radę a nawet wróżenie z ręki. Co zrobić, jeśli zielone liście pietruszki wnikają w nasze linie papilarne przepowiadając przyszłość? Albo kiedy wzór z ulubionych gofrów pojawia się na suficie? Jakie emocje wzbudzają zamknięte drzwi ulubionego zakładu krawieckiego? I co się dzieje, kiedy zamiast towaru, na stołach leży śnieg? 

W 1983 artysta Dawid Hammons sprzedawał na jednej z ulic Nowego Jorku kule śniegowe. Pięknie ułożone, od największej do najmniejszej na kolorowym, pasiastym dywanie. Kuliste kształty performowały rozmowę, przełamywały barierę kontaktu, ośmielały artystę do rozmowy z nieznajomymi, ośmielały nieznajomych do rozmowy ze sprzedawcą kul śniegowych.

Zainteresowana pozaekonomiczną wartością sprzedaży zrealizowałam projekt „Sprzedawcy śniegu”, wystawa jest jego podsumowaniem. 


Areas of Uncertainity/Who is Janina Węgrzynowska?/Studio Gallery 16.01-12.03 2023/BWA Bydgoszcz 23.03- 21.05. 2023

 




                                                                                                  fot. A. Zagrodzka


Obszary wątpliwości to linie wyginające się pod wpływem różnych napięć. Piętrzą się, układają, moszczą, próbując się dopasować. Tworzą chwiejne układy mobilnych kształtów, które  ze względu na łatwość w przemieszczaniu, stają się tymczasowe. Ruch je napędza, ruch je zmienia, ciało je performuje i przekształca. Praca ma charakter medytacyjny. Powtarzalność tworzy pętle, wspomnienia zapisują się w układach przestrzennych. 

Myślę o pracowni Niny Węgrzynowskiej. Myślę o niej od chwili, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z jej archiwum w 2013 roku. Obsesja ruchu, o której ciągle mówiła zamieniła się w bezruch. Proces twórczy ustał.

„Dużo tego”- pomyślałam wtedy i zabolała mnie ta myśl, odbiła się ode mnie i  własnej pracy. Moje w archiwum jest w procesie tworzenia, dziania się. Nieuporządkowane i w podróżach. 

Od tamtej pory szukam punktów odniesienia, prowadzę niewidzialny dialog ze zmarłą artystką. Czytam jej słowa zapisane w pamiętnikach. Śledzę pracowniane rytuały i magiczne praktyki zaklinania rzeczywistości. Odpromienniki, wróżka, zmywanie podłogi przed pracą. Szukam dopasowań w zakrzywiających się w napięciu liniach. Linie zamieniają się w horyzonty, tajne, trudne do rozszyfrowania pismo.


Fragmenty dzienników Węgrzynowskiej:


9.VIII.1974.

Włóczyłam się trochę, wystawa w Pałacyku na Chmielnej zamknięta, w Desie oglądałam obrazy, które sprzedają artyści, bo bardzo bym chciała jakieś pieniądze zarabiać twórczością. Kupiłam jedzenie na niedzielę, głowa mnie rozbolała bo pogoda dziś okropna i pewnie z głodu. Wreszcie przyjechałam do pracowni: zjadłam, zażyłam proszek na głowę i posprzątałam pracownię. I tak się zrobiła 7 wieczór, pora wracać, skończyć pranie w domu i posprzątać kuchnię bo przed południem nie zdążyłam.

6.I.1975

Prawie pół roku minęło od ostatniego pisania. Najważniejsze co się wydarzyło to to, że zaczęłam malować. Konarska po powrocie z urlopu nie dała mi plansz, powiedziała, że na razie nie ma, że zadzwoni , nie zadzwoniła potem na wrzesień wyjechawszy do Kołobrzegu po powrocie zaczęłam malować na konkurs „artysta i przestrzeń” do Poznania, jeździłam do Inowrocławia gdzie przeprowadziłam ekshumację i przeniesienie zwłok ojca do Warszawy tak jak chciała mama. 

25.V.75.

Słowik wymówił mi pracę w Argumentach. 3.V wezwał mnie na rozmowę i powiedział, że to kres moich możliwości twórczych. Mnie na te słowa szlag trafi, wygarnęłam mu jak mnie traktował i jakie ma prawo tak do mnie mówić.


1.XI.75.

Byłam na cmentarzu. Strasznie zmarzłam. Potem przyjechałam do pracowni, zjadłam, trochę pomalowałam i za chwilę znowu wracam do domu.

25.XI.75.

Jestem potwornie zmęczona. Dyżur był zupełnie obłędny. Zarobiłam wprawdzie 9.tys ale do dziś nie mogę się pozbierać.

29.I.76.

Po ostatnim dyżurze długo tym razem dochodziłam do siebie, nie mogłam w ogóle zabrać się do malowania. Dopiero ten tydzień maluję. A za parę dni znów do pracy. (…)

Od pół roku, kiedy to pracuję w Telewizji dopiero w tym tygodniu zaczęłam projektować nowe obrazy. Do tej pory kończyłam stare albo robiłam wg dawniej zaprojektowanych szkiców. 

4.01.1981.

Przeglądałam tamto słabe pisanie i myślę sobie ile czasu minęło jestem o 5 lat starsza, a moje życie to taka krzątanina wokół codziennych spraw, tak jak wtedy dziś znów jestem po robocie do Kobry „Anatomia morderstwa”, tak zmęczona, że od paru godzin nie jestem w stanie zabrać się do malowania. Powinnam już przywyknąć  do tego, że trzeba odpocząć i dopiero wtedy ale to niecierpliwość, że czas ucieka, że ciągle nie znalazłam tego, co chciałabym zrobić w moim malowaniu, że wreszcie koniec i można by było pomalować a nie można. I końcu próżny mój upór, żeby wczoraj skończyć aby dziś mieć dzień dla siebie.







ZWICHNIĘTY CZAS/TIME OUT OF JOINT/MUZEUM SZTUKI W ŁODZI/2022

więcej/more: 













Schrony dla niewypowiedzianych słów / Shelters for Unspoken Words, 2022 

 Sąsiadka z dołu zmarła rok temu. Dziś słychać stuki z jej mieszkania, ktoś dobrał się do meblościanki, wynosi płyta po płycie, udając, że to nie było w jednym kawałku. Wspomnienie obudowane okleiną poziomą, trochę jakby zasłony marszczyły się na płasko. Rysunek słojów/zasłon zakręca czasem w wiry z połyskiem. Udało mi się wziąć kilka takich płyt – zdekompletowanych wspomnień sąsiadki. Jej wspomnienia, urywane przez Alzheimera, łączyły się w nieoczekiwane kolaże. Czekała na mnie kiedyś. Może na mnie, a może po prostu na kogoś. Stała w upalny, letni wieczór, trzymając się poręczy, z rozpuszczonymi długimi, szarymi włosami odmierzającymi jej czas. Ubrana w welurową, czerwoną podomkę patrzyła. Chciała, żebym jej pomogła przebrnąć przez informacje w dokumentach, które ściskała w dłoni. Ja czułam to zbyt duże zaufanie z jej strony, przecież się nie znamy, przecież przed momentem zapytała, czy tu mieszkam. Mieszkam. Zaledwie od kilku miesięcy. Poza tym pandemia, nie chciałam jej narażać, nie chciałam się spóźnić na koncert. Kolejna okazja spotkania już się nie nadarzyła. Nie rozmawiałyśmy więcej, pomimo jej zapewnień, że mogę pukać o każdej porze dnia i nocy. Nie miałam odwagi nacisnąć dzwonka, mimo że byłam ciekawa kolejnego spotkania. Mieszkanie stało puste przez rok. Bez sąsiadki. Wypełnione jej rzeczami i wspomnieniami wynoszonymi teraz kawałek po kawałku. Dźwięk niosący się po klatce schodowej wystukuje rytmicznie nigdy nieodbytą rozmowę. 

 My downstairs neighbor died a year ago. Today, there are noises coming from her flat, someone is removing the wall unit, taking it away panel by panel as though it had never been a single piece of furniture. A memory clad in horizontal veneer, rather like flat folds on a curtain. The growth rings take an occasional glossy whirl. I have managed to get several of those panels – bits and pieces of my neighbour’s memories. Torn to pieces by Alzheimer, her recollections merged to form surprising collages. She waited for me once. For me or, perhaps, for anyone. One summer evening, she was standing there, leaning against the handrail, with her long grey hair – the measure of her time – down. With a red velour housecoat on, she just stood there and looked. She needed me to help her with some documents she was clutching in her hand. I felt her trust in me was kind of blind, we did not know each other; after all, she started by asking if I lived there. I did. For a couple of months. I thought it would not be right to put her at risk during the pandemic, I did not want to come late to a gig. We never met again. We never spoke again, even though she had made it clear I could call on her whenever I wanted. I did not pluck up enough courage to ring her doorbell, curious as I was about meeting her again. The flat remained empty for one year. Without my neighbor. Full of her belongings and memories which are now being taken away, piece by piece. The noise resounding through the staircase taps out the rhythm of the conversation we never had.

ARTYKUŁY DO PORZĄDKOWANIA PRZESTRZENI (WYSTAWA "ART. DEKORACYJNE)/GALERIA BIAŁA/LUBLIN/2022

 








Kiedy latem 2021 przechodziłam przez targowisko przy ul. Wileńskiej w Lublinie, popołudniowo- wieczorne słońce przemykało się bokiem oświetlając opustoszała architekturę sprzedaży. Nagie stoiska wygrzewały się w ciepłym, sierpniowym słońcu. Pejzaż dźwiękowy wypełniał rytmiczny dźwięk zamiatania. Dwie kobiety, starsza i młodsza, wykonywały swoją pracę w duecie, niemal synchronicznie. Narzędzia, którymi się posługiwały, miały fryzury z liściastych, młodych gałęzi brzozy. Widok ten był niezwykły, trochę jak drzewa do góry nogami albo tajemnicze przedmioty rytualne do odpędzania złych mocy. Z każdym ruchem, z każdym strzepniętym kurzem lub niesprzedanym liściem sałaty, znikały nieudane transakcje i wystane w bezruchu godziny. Wyłaniała się za to pusta przestrzeń, gotowa na kolejny dzień handlu.

Widok kobiet i przedmiotów do zamiatania był niezwykły i na długo pozostał w mojej pamięci. Rysowałam różne wersje tych przedmiotów, wyłapywałam z rzeczywistości podobne obrazy. Ludzie oraz wprawiane przez nich w ruch ciche narzędzia stały się moją obsesją. Dzięki temu, część obrazów była dość zaskakująca i mało praktyczna a jednak pojawiała się przed moimi oczami w czasie rzeczywistym. Takim obrazem byli  osiedlowi pracownicy zieleni paradujący w środku białej  zimy z grabiami przerzuconymi przez ramię. Długo się zastanawiałam, jakiej transformacji uległ ten przedmiot do grabienia liści. Zgromadziłam niewielkie archiwum takich wspomnień i wyłonił się z nich ceramiczno-fotograficzny pejzaż. Duet narzędzi z opustoszałą przestrzenią. Przestrzeń i narzędzia bez człowieka.                                                   

                                                                                                                    Magdalena Franczak

POWIĘKSZENIE 3/GALERIA LABIRYNT/LUBLIN 2021

 






Silent house/cichy dom/projekt rzeźby społecznej/ ACK "Chatka Żaka"/Lublin/Poland/ 2021

 

„Cichy dom” to rzeźba, która wytwarza wspomnienia.

Składa się z ludzkich  oddechów- ciepłych i miarowych, wypełniających wnętrze, którego nie ma.

Jej wymiar materialny tworzą ludzie.

Wystarczy zebrać odpowiednią grupę i znaleźć na mapie miasta miejsce, gdzie stał dom, ale go już tam nie ma. 

Może są jego pozostałości, znaki. 

Kawałek fundamentu, przy którym możemy postawić stopę.

Drzewo owocowe będące dawniej schronieniem przed upałem.

Fragment talerza wdeptanego w ścieżkę.

Ustawiamy się wypełniając przestrzeń sobą, oddychając i ocieplając nieistniejące ściany.

Jaką temperaturę wytworzymy?

Czy będzie to temperatura cichego domu?

Naszego domu?

A może będzie to tymczasowe schronienie, za każdym razem inne?

Ci, którzy próbują stworzyć namiastkę domu przy granicy polsko-białoruskiej siedzą blisko siebie.

W grupach.

Próbują wypełnić ściany nieistniejącego domu.

Po cichu.


Spróbuj być częścią tej rzeźby. Znajdź grupę znajomych lub nieznajomych. Stańcie blisko siebie. Stwórzcie linię Cichego Domu. Oddychajcie. Wasze ciała staną są jego murami. Oddechy to wnętrze. Zróbcie zdjęcie i wyślijcie je na adres nomadyczna@gmail.com. Umieszczę je na stronie Cichego Domu. Będziesz jego częścią. Wspólnie stworzymy mapę. 


Ruiny niechcianych wspomnień/public area/Lublin 2021

 Przestrzeń opuszczonego banku nosi w sobie wspomnienia ludzi, którzy tam pracowali.

Poruszali się w różnych kierunkach, w codziennej choreografii pomagały im meble i przedmioty.

Szafki, biurka, obrotowe krzesła. Pochylali się, wyciągając z szuflad segregatory.

Pożyczki, oszczędności, marzenia, podróże.

W opuszczonych domach przykrywa się rzeczy białymi tkaninami, żeby się nie kurzyły.

Funkcjonalne meble przybierają kształty duchów. Pękatych, zgarbionych, w półkroku.

A jeśli przedmioty się dematerializują, to czym jest pozostający po nich kształt?